Siódmy tom Opowiadań powojennych najistotniej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich minimalnych cwaniaczków.
Opisując świat z punktu widzenia przeciętnego 'Walerego Wątróbki' zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, lecz ponieważ robi to jako pan 'Wątróbka' to zdaje się, iż można to traktować z przymrużeniem oka.
A tym czasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją oryginalną formę, bo może usprawniała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to co najcenniejsze - trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka.
A o języku swej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie: 'Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się za każdym razem wiernie ją tylko odtworzyć.
Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, lecz wypadków tych było niedużo'. Tej gwary już prawie nie ma powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, lecz może typowo to po prostu pisarz wyśmienity, o którym M.
Choromański pisał: 'Uważam Wiecha za jednego z najkorzystniejszych polskich pisarzy współczesnych. W tym tomie odnajdziecie opowiadania z lat 1955-56. Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!' Powyższy opis pochodzi od wydawcy.