Śmierć w jego rozumieniu jest tożsama z lękiem, który nas paraliżuje, sprawia, że wybiegamy bezustannie myślą w przyszłość, każe nam gorączkowo uciekać od chwili obecnej i angażować się w różnorodne czynności, żyć w pośpiechu, zapominając o sobie, o tym, jak błyskotliwe i przesycone spokojem może być życie w uważności, życie tu i teraz.Podtrzymywanie w sobie pamięci, pragnień i pragnień skazuje nas na życie poza sobą, nie pozwala przeżywać w pełni tego, co jest.
Uciekając przed sobą, nie potrafimy zmierzyć się z lękiem, bólem i poczuciem osamotnienia. Nie potrafimy docenić tego, co mamy – życia, relacji, miłości. Musimy zdobyć się na odwagę umierania każdego dnia, każdej minuty, na niegromadzenie wspomnień, doświadczeń, bo tylko takie istnienie jest w całości niewinne, jest pełnią człowieczeństwa, zgodą na siebie samych, takich jakimi jesteśmy.
Uważamy się za niewystarczających, niekompletnych. Co stracilibyśmy jednak, odrzucając wszystkie te przekonania, które koniec końców okazują się pułapką samotności? Co żeby się zmieniło, gdybyśmy spróbowali nie nazywać niczego, nie klasyfikować, nie usiłowali zapewniać sobie głównie poczucia bezpieczeństwa w świecie i wobec śmierci będącej wielkim nieznanym?