Wygnanie Melchizedeka. W jaki sposób Kościół katolicki może odzyskać zgubione sacrum.
Chrystus – Melchizedek. To zestawienie brzmi osobliwie w uszach dzisiejszych katolików. Jeszcze niedawno większość katolików mogłaby odnaleźć imię Melchizedeka w tekście modlitw Kanonu rzymskiego. W modlitwie tej Kościół wspomina trzy imiona ofiarników: Abla, Abrahama i właśnie Melchizedeka. Wypowiadając tę modlitwę Kanon zespala Melchizedeka z Chrystusem. W ten sposób uwydatnia ciągłość ofiarniczej aktywności całej ludzkości.
Protestanci odrzucili Boski akt ofiary na rzecz „pełnego uczestnictwa wiernych" w nabożeństwie. Okazało się to dramatycznym błędem, wynikającym z niezrozumienia aktu liturgicznego. Bo na czym miało polegać „aktywne uczestnictwo" uczniów w Wieczerniku, gdy pozwolili, by Chrystus umył ich nogi? Na czym polegało „aktywne uczestnictwo" Marii i Jana, gdy stali pod krzyżem?
Jeśli próbujemy szukać lekarstwa na kryzys Kościoła, to nie w przepełnionych sloganami pomysłach zdynamizowania i unowocześnienia, ale, przeciwnie, u tych, którzy dochowali wierności dziedzictwu. Którzy w chwili próby wytrwali i obronili wartość tradycyjnego rytu. Przechowali pamięć o Ablu, Abrahamie, Melchizedeku, ofiarnikach i błagalnikach.
Czy kapłaństwo chrześcijańskie zostało ustanowione przez samego Chrystusa czy także jest formą naleciałości kulturowej? Czy Chrystus uważał sam siebie za kapłana?
Na czym polegało podobieństwo kapłaństwa Chrystusa i Melchizedeka?
Czy Msza Święta to ofiara? Kto, komu, w czyim imieniu i po co ją składa?
Czy także Msza to tylko uczta i zgromadzenie?
Dlaczego współcześni katolicy posiadają tak ogromny problem w doświadczeniu świętości? To nowa mentalność, czy również źródłem jest modyfikacja i zmiana
samych rytów i obrzędów dokonana przez Pawła VI w 1969 roku?