Zbiór opowiastek z życia prowincji. Fragment utworu: „Było już samo południe, kiedy gospodarz Jasiewicz, sołtys Kapuściński i nauczyciel Dworzecki, gwarząc pomiędzy sobą o czemś niezwykle ważnym dla całej wsi i gminy, posłyszeli nagle jakiś hałas i szczekanie psów. Do wsi wpadło pięciu jeźdźców ma spienionych koniach. Jadący na przedzie pochwycił u boku wiszący róg, i począł trąbić, a następnie strzelił z rewolweru. We wsi zrobiło się szerokie zamieszanie. Trąbienie, krzyki przestraszonych pań, wrzask dzieci, wszystko to połączone z przeraźliwym wyciem psów wioskowych, napełniło powietrze jakimś dziwnym gwarem. Jeźdźcy zatrzymali się tuż przed domem Szymona. Dowódca ich z rozdzieloną na dwie strony rudą brodą, z ostrogami u butów, zeskoczył z konia, wpadł do izby i zażądał czegoś śmiało do wypicia i zagryzienia; a jeden z pozostałych doręczył sołtysowi nakaz co do obławy, zalecając pośpiech, gdyż z innej wsi ludzie już byli w lesie. Podobno zeszłej nocy pokazały się w lesie wilki, o czym jednak w Zawadach jeszcze nie wiedziano. Kiedy jeźdźcy wyszli na chwilę do swoich koni, Dworzecki rzekł do gospodarza: – To jest Ordyniec, plenipotent naddzierżawcy Markowskiego. Za każdym razem mu coś strzeli do głowy. Znam go należycie. Niedawno pobudował Markowskiemu dwa pokaźne statki, jakby okręty, które wkrótce zatonęły na węgierskich jeziorach, nieskończone jeszcze, a i sam o niewiele nie poszedł z nimi na dno.