Morderca strzela celnie i nie zostawia śladów
Grasujący w Warszawie seryjny morderca pozostawia na miejscu każdej zbrodni opróżniony z naboi pistolet, pochodzący z policyjnego magazynu. Media opisują kolejne zabójstwa, a sprawca pozostaje nieuchwytny. Jan Libertowski, spokojny urzędnik, kierujący się specyficzną filozofią życiową, zdaje się trzymać z daleka od medialnej gorączki. Z drugiej strony realizuje pewien enigmatyczny plan i niemało wskazuje na to, iż może mieć on związek z ciekawymi morderstwami… w trakcie śledztwa wychodzi na jaw, iż przestępca zabija ludzi regularnie destrukcyjnych swoich najbliższych lub inne osoby ze swojego otoczenia. Jan, wciąż pamiętający dzieciństwo i brutalnego ojca, ufa w optymalność swych działań. Już dawno odpowiedział sobie na pytanie, jak daleko można się posunąć, aby ukarać tych, którzy od lat pozostają bezkarni. Czy ma rację? I czy rzeczywiście coś łączy go z serią zabójstw?
– Rozumiesz to, Janek? Nie dość, że ktoś zabija ludzi, to na dodatek strzela z broni, którą zwinął policjantom! Nie do pomyślenia. – Konrad pokręcił głową z niedowierzaniem.
Jan wzruszył ramionami.
– Czytałem o tym. Ale w tym kraju nic mnie już nie zdziwi.
To była ulubiona formułka Jana, którą wypowiadał przy każdej możliwej okazji. Była w zasadzie prawdziwa. Jana rzeczywiście nic nie dziwiło. Zdziwienie jest typowe dla osób, które sądzą, że istnieje jakiś perfekcyjny model świata, do którego powinniśmy zmierzać, w związku z czym fakt, iż do niego nie zmierzamy, jest tak niezrozumiały i zaskakujący. Jan wiedział,świetny model świata nie istnieje, iż świat po prostu jest taki, jaki jest. Dlatego nie dodał nic więcej, tylko wyszedł z pokoju.