Dopiero gdy dotrzesz do mety, zrozumiesz, po co biegłeś.
Ona i on. Dojrzały mężczyzna z ciężkim bagażem doświadczeń i nastolatka, dla której słowo „dorosłość" wciąż jeszcze brzmi obco. Kiedy spotkają się na starcie szkolnego maratonu, momentalnie okaże się, iż łączy ich więcej aniżeli byliby skłonni przypuszczać. Przeważnie chęć wylogowania się z tego wiecznie pędzącego świata i zapadnięcia w odprężający, głęboki sen. Spontaniczna decyzja o wspólnym samobójstwie wydaje im się najlepszym, co mogło im się przydarzyć w życiu. Ale nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, a jedno z nich zjawi się na mecie szybciej…
Byliśmy jak zwierzęta utuczone na rzeź, które humanitarny hodowca wypuścił na ostatnią przed jatką wolną przebieżkę na świeżym powietrzu. Takie niby obcowanie z wolnością. Oprócz gapiów w najróżniejszym wieku obserwowała nas obsługa biegu i sanitariusze z opaskami. Mieli pomagać w razie zapotrzebowania, lecz nie wyglądali na profesjonalistów. Niektórzy gapie ponaglali nas niewybrednymi żartami w stylu: „Do wieczności jeszcze kawałek, skarbie". Nie ci byli jednak najgorsi. Najgorsi byli ci dający puste kubki bez napojów albo z czymś przeczyszczającym we wnętrzu. Albo z alkoholem. O strzelaniu z procy, pluciu i podrzucaniu na trasę psich gówien nie wspomnę. Kiedyś, na którymś z moich biegów, łyknąłem spragniony taki podstawiony mi własnej roboty bimber. Zakrztusiłem się nim tak, że omal nie skończyłem biegu w szpitalu. Od tamtej pory jestem super ostrożny z zaufaniem do gapiów i ich „prezentów" z dobrego serca.
Dariusz Lechański
Urodził się w 1972 roku, życie spędza we Wrocławiu. Ma cztery dyplomy trzech rozmaitych uczelni: Uniwersytetu Wrocławskiego, Europejskiej Akademii Dziennikarstwa w Wiedniu, a także Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Życie zawodowe poświęca mediom masowym – praktykuje w nich albo o nich naucza.