Zagranicą psy i konie nazywane są wytwornie, logicznie, inteligentnie. Nazw nie czerpie się li tylko z wokabularzy zagranicznych jak u nas, a jeżeli jest to już dlaczegoś konieczne, to się je umiejętnie przystosowuje do lokalnych brzmień.
Gdy się ogląda listę naszych koni wyścigowych, rzuca się w oczy fakt, iż w tej dziedzinie nic się prawie nie zmienia. Powtarzają się te same imiona nieudane – swojskie i cudaczne – zagraniczne dziwolągi, a o ile ktoś ruszy własnym konceptem, to nazwie konia co najwyżej »Stasiem«, i w ogóle poza rodzimym »Huncwotem«, »Łeb w łeb«, »Jeszcze raz«, »Sama jedna« – nic dotąd nowego i ulepszonego nie wynaleziono! [...]
Dlatego to wydajemy »podręczną encyklopedję«, niniejszą w której zebrał Jerzy Strzemię-Janowski około dziesięciu tysięcy alfabetycznie ułożonych imion koni – oddzielnie dla klaczy i ogierów – opatrując ten spis objaśnieniem, by każdy posiadacz konia mógł sobie prosto i bez nakładu czasu wyszukać coś, co odpowiada jego gustom i charakterystyczni danego konia.
P. Janowski starał się czerpać jak najwięcej nazw z mównictwa polskiego, z kalendarzy słowiańskich, ze Staropolskiego Słownika, z gwar Karłowicza, z Lindego, z polskiej geografii – jednak nie omijał także nazw, określeń, imion, stosowanych poza granicami Polski.
Sądzę, że język nasz jest tak bogaty,najistotniej wymagających właścicieli stadnin. Przekonany jestem ponadto, że najwyższy czas, abyśmy się wyrzekli snobistycznego popisywania się angielszczyzną czy francuzczyzną, która przeinacza się nie raz w prawdziwe dziwolągi u służby stajennej, wśród szeregowców i wśród tłumów gromadzących się na torze wyścigowym.
Ze wstępu wydawcy Jana Broszkiewicza