Dla większości ludzi nie ulega kwestii, że chrześcijaństwo jest religią sławiącą płodność. Prawdą jest, iż przemawia za tym oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego, otwarcie sprzeciwiającego się aborcji, a choćby antykoncepcji. Nie należą również do rzadkości sytuacje, kiedy osoby poniekąd inteligentne i wykształcone w rozmowach na ten temat wyrażają zdziwienie na wieść, iż wczesne chrześcijaństwo — z czasów Ewangelii, Nowego Testamentu i pierwszych wieków Kościoła — było w istocie przesiąknięte motywami antynatalistycznymi, czyli sprzeciwem wobec pomnażania gatunku ludzkiego.
Godne ubolewania jest, jak niewielu badaczy poświęciło czas na zgłębienie tego paradoksu i naświetlenie bezspornie największego szalbierstwa w dziejach: zafałszowania nowiny Ewangelii, wyraźnie niechętnej prokreacji, i jej przekucia poprzez Kościół w propagandę na rzecz rodziny i płodności, całkowicie sprzeczną z naukami Chrystusa i pierwszych teologów chrześcijańskich, zaciekłych piewców czystości i w efekcie — niepłodzenia. [...]
Niniejsza zwięzła rozprawa będzie miała zatem za zadanie odsłonić tropy antynatalistyczne obecne w Nowym Testamencie, w szczególności w Ewangeliach, i u ojców Kościoła z pierwszych wieków naszej ery. Zacznę od nawiązania pokrótce do Starego Testamentu, gdzie również pojawia się krytyka prokreacji. Badanie tej strefy mroku, owej części wypartej z religii, której wyznawcy, nierzadko skorzy do płodzenia, stanowią — co logiczne — najliczniejszą grupę na świecie, taktowane będzie wypisami z Dzienników Kierkegaarda.
– z Wprowadzenia