Miała to być pierwsza powieść Gabriela Garcíi Marqueza. Dzięki swoim dziadkom znał od dziecka historię Macondo i dzieje rodziny Buendía, prześladowanej fatum kazirodztwa. Świat, w którym rzeczy idealne miały rozmiar szarej codzienności, zwyczajność zaś przyjmowana była jak zjawisko nadprzyrodzone; świat bez czasu, gdzie niemało rzeczy nie miało jeszcze nazw, był również jego światem. Potrzebował aż dwudziestu lat, aby wreszcie spisać te rodzinne opowieści z całym dobrodziejstwem i przekleństwem odniesień biblijnych, baśniowych, literackich, politycznych; uświadomił nam, iż "plemiona skazane na sto lat samotności nie posiadają już drugiej szansy na ziemi".