Treść tej książki różni się od innych. Jej tytuł „Powiew nadziei" odpowiada ówczesnym okolicznościom, jakie panowały w katorżniczych łagrach. W marzeniach i tęsknocie, w tamtych warunkach, całkowitej nadziei nie mogło być, a stawała się ona pewnym muśnięciem albo powiewem upragnionej wolności. W tej książce zająłem się losami młodych dziewczyn, które w Wileńskiej Armii Krajowej pełniły funkcję łączniczek. Wszystkie były jeszcze niepełnoletnie, co nie przeszkadzało sądom kapturowym skazać je na wysokie wyroki. Jedna z nich wyróżniała się urodą i innymi walorami. Miała na imię Lola, a nazwisko Marcinkiewicz. Istotnie ładnie brzmiał jej pseudonim – Lolita. W procesie sądowym skazano ją na przysłowiową dychę, którą niemal całą przepracowała w przeróżnych łagrach. Z aresztu wyszła nieco wcześniej. Władze oparły swą decyzję na fakcie, że osądzono ją jeszcze w okresie niepełnoletności. Dopiero śmierć Stalina rozwiązała ten problem na korzyść tych młodych istot. W książce pokazana jest w dodatku przyjaźń młodej Polki Loli z chłopakiem z Holandii Gerhardem Goetzem. Oboje spotkali się w szpitalu łagiernym: on jako lekarz, ona zaś była sanitariuszką. Jak to za każdym razem w takich przypadkach bywa – ten kontakt powoli przerodził się w miłość. Trwa ona czas jakiś tak długo, jak pozwalają na to ukształtowane warunki w łagrze. Przychodzi jednak moment, kiedy musi ulec likwidacji spektakularna miłość, oparta na prawdziwej przyjaźni. Okoliczności sprzymierzyły się przeciwko nim, bo Gerhardowi kończył się wyrok i musiał jechać na przymusowe osiedlenie. Lolę zaś zabrano do innego łagru. Nastał moment pożegnania. Chciał ją jeszcze ostatni raz uścisnąć i ucałować, ale dozorca z rykiem szarpnął ją za rękę i wypchnął za bramę łagierną. Gerhard zaś z rozwartymi jeszcze ramionami stoi i widzi, jak jego ukochana całkiem znika mu z pola widzenia. Będąc już na zesłaniu, nad rzeką Leną, napisał piękny wiersz, poświęcając go swej ukochanej dziewczynie. Wysyła go jeszcze na adres jej cioci Marysi zamieszkałej w Dynenburgu, lecz do dłoni Loli dotrze on dopiero za pięć lat. Wtedy już adres Gerharda zatraci się na zawsze. Z lat niewoli, obfitej przyjaźni i młodzieńczej miłości, pozostaną już tylko wspomnienia i atrakcyjna poezja. Pod koniec tomu opisane są wydarzenia powstańcze w łagrze Kengir, które trwały 40 dni. Był to szeroki bunt więźniów z racji złych warunków bytowania. Bierze w tym udział młodzież studiująca ongiś na lwowskich uczelniach. W toku zajść nastąpiło połączenie obozów damskich i męskich. Zrodziła się przy tym wielka przyjaźń i tęsknota za tym co ludzkie, co przepiękne. Na plan pierwszy wysuwają się tu dwie postacie: student ze Lwowa Szymek, a także młodziutkie dziewczę z długimi warkoczami, czyli Ksenia. Ich jedynym marzeniem jest ponowny powrót na Lwowskie Uczelnie. Tu razem pełnią dyżury strażnicze i łączy ich wspólna idea walki o wolność i obopólna sympatia. Atak wrogich sił nastąpił o świcie, kiedy Ksenia z Szymkiem wspólnie spędzali czas na ławeczce tuż obok baraku damskiego. Najpierw zaatakowano samolotami, a następnie ruszyły czołgi siejąc śmierć z broni maszynowej i miażdżąc wszystko po drodze. Bardzo ucierpiały baraki gdzie spali ludzie. Jeden z nich ruszył wprost na barak żeński i żeby zapobiec masakrze, Ksenia i Szymek próbowali go zatrzymać. On zaś natarł na nich. Po kilku sekundach było już po wszystkim. Po Szymku i Kseni pozostały tylko dwie zakrwawione plamy. Ich ciała zostały wgniecione do świeżo poruszonej ziemi. Wraz z czołgami jechały wywrotki zabierające martwe ciała. Ksenia z Szymkiem trafili na samą górę załadowanego samochodu. Długie warkocze dziewczyny zwisały poza burtą wywrotki, wykonując pewne ruchy, bo samochód jadąc po nierównościach podrzucał i trząsł. Wywrotka wywaliła ciała zabitych do jamy wyrytej w stepie. Po zakopaniu ciał – miejsce to zrównano z ziemią, nie stawiając tam żadnego znaku. Po latach trudno było odnaleźć miejsce pochówku, bo zdążyły już wyrosnąć stepowe tulipany, które swą czerwienią przypominają do dziś ludzką krew.Rafał Pławiński (autor)