Whisky z Ballindalloch w środkowym Speyside. Dojrzewa 15 lat, z reguły w beczkach po sherry z pierwszego i drugiego napełnienia. Butelkowana z mocą 46% alkoholu - taka najbardziej odpowiadała dziadkowi obecnego właściciela Glenfarclas, George'a Granta. Przepiękna, ciemna, herbaciano-miedziana kolor. W nosie sherry dominuje ewidentnie; czuć w dodatku odrobinę eukaliptusa, suszone morele i owoce tropikalne i przyprawy korzenne, w tle wanilię i krem karmelowy. W ustach gęsta, słodka, szczególnie nakłaniająca; oprócz sherry wyczujemy m.in. Rodzynki, kandyzowaną skórkę pomarańczową, orzechy laskowe i daktyle, a także marmoladę z ciemnych owoców. Finisz idealny, nieprawdopodobnie długi, orzechowo-korzenny. Odrobina wody dodaje trunkowi równowagi; pojawia się nieco przydymiony smak słodu, whisky staje sie wytrawniejsza. Całość przywodzi na myśl pełne bakalii, świąteczne wypieki. Spodoba się każdemu znawcy szkockiej w starym, korzystnym stylu.
Glenfarclas 15 YO nagrodzono m.in. Srebrnym medalem na International Wine & Spirit Competition (2014).
"Glenfarclas" oznacza tyle co "dolina zielonych traw" albo po prostu "zielona dolina" i pochodzi od rozległych pastwisk ciągnących się wokół gorzelni. W rzeczy samej, przylegająca do niej farma istniała od lat 90. XVIII w. Aż do roku 1988. Gorzelnia także musiała istnieć już na przełomie XVIII i XIX w., choć oficjalną licencję uzyskała dopiero w roku 1840. Pierwotnie należała do niejakiego Roberta Hay'a, a po jego śmierci w 1865 roku kupił ją John Grant - protoplasta marki J&G Sons (nie mylić z głośniejszą William Grant & Sons - zbieżność nazwisk przypadkowa). W rękach rodziny Grantów Glenfarclas pozostaje do dziś, wciąż dostarczając paliwa tej samej, romantycznej tradycji, która nakazuje produkować whisky "taką jak kiedyś". Z niekwestionowanymi sukcesami.
Grantowie dzierżą biznes od sześciu pokoleń. W tym czasie przetrwali aż 22 obfite recesje. W latach 80. XX wieku, kiedy szkockie gorzelnictwo dołowało, a większość destylarni ograniczała produkcję, Glenfarclas miała się wspaniale - w wielkiej mierze, choć przecież nie wyłącznie, dzięki kontraktom z pokaźniejszymi firmami, które zamawiały destylaty do modnych blendów. To, co pozostało z tamtych czasów, było jak skarb - okazało się bowiem, że magazyn destylarni wciąż przechowuje całkiem sporo dojrzałych, często wieloletnich single maltów - więcej niżeli konkurencja. W kolejnych latach pozwoliło to stworzyć kolekcję "The Family Casks" - whiskies ze specjalnych rezerw, które beczkowano co sezon, począwszy od roku 1952, a na 1998 kończąc. Rosnący prestiż producenta pozwolił na inwestycje. Pozyskano zapas nowych beczek z europejskiego dębu - wszystkie z Jerez, po sherry oloroso. Wcześniej, bo już w 1968 roku, Glenfarclas zaczął butelkować trunki z mocą beczki (właściciele producenta utrzymują, że pod tym względem wyprzedzili w Szkocji wszystkich). W 1973 roku ponownie stanęli w forpoczcie zmian, otwierając gorzelnię dla zwiedzających. Nigdy natomiast nie zmodernizowano technice ogrzewania kolumn destylacyjnych (gorzelnia ma ich 6), pod którymi nadal pali się otwartym ogniem. Nie by zaspokajać potrzeby turystów i ortodoksów - chodzi po prostu o jakość.
aktualnie Glenfarclas sprzedaje ok. 700 tys. Butelek whisky rocznie, i to zwykle w nad wyraz prawidłowych cenach. Dotyczy to choćby trzydziestoletnich trunków. Zgodnie ze szkockim standardem whisky destylowana jest dwukrotnie. Przed zabeczkowaniem osiąga moc 68,3% alkoholu. Słód użytkowany do jej produkcji niemal nie jest suszony dymem torfowym - zawartość fenoli waha się między 1 a 3 ppm. Dlatego w charakterystycznej whisky spod znaku Glenfarclas nie odnajdziemy aromatów węgla, jodyny ani spalenizny - w przeciwieństwie do owocowej słodyczy i bogatej, dębowo-korzennej pikanterii.