„W spodniach, czy w sukience?", to moja trzecia płyta. Z całą pewnością jest najszczególniej różna z dotychczasowych. Przed rozpoczęciem nagrań czułam wewnętrznie, iż jestem już dość blisko określenia własnego stylu i estetyki. Napisałam ponad trzydzieści piosenek na tę płytę. Były one nad wyraz przeróżne. W trakcie nagrań okazało się, że pociąga mnie mnóstwo odcieni retro-stylu. Z jednej strony chciałam by płyta była surowo akustyczna jak stare piosenki Neil’a Young’a, z drugiej chciałam spróbować swoich sił w estetyce bardziej transowej, czy choćby tanecznej w stylu Donny Summer, czy Temptations. Po środku została jeszcze ogromna fascynacja starą muzyką filmową rodzaju: Francis Lani, Lalo Schifrin, czy Ennio Morricone. Postanowiłam, iż w związku z tym ta płyta powinna być wielowymiarowa, bo wszystkie kierunki są mi bliskie i czuje się w nich jednakowo należycie. Pomyślałam, że tytuł jednej z moich ulubionych piosenek z tej płyty, czyli „W spodniach, czy w sukience" powinien być jeszcze tytułem całego albumu, ponieważ wspaniale odzwierciedla wszystkie moje rozterki związane z nagrywaniem i produkcją tej płyty. To były ciągłe wybory i nieprzystępne decyzje. Cały czas próbowaliśmy czegoś nowego, coś dogrywaliśmy, sprawdzaliśmy czy działa, a później wyrzucaliśmy. Poświęcaliśmy temu mnóstwo czasu i wysiłku, a finalnie i tak lądowało w koszu… Ta płyta generalnie opowiada o niełatwej sztuce podejmowania decyzji. Jestem już spokojna i spełniona, lecz zaryzykowałabym także stwierdzenie, że była to najtrudniejsza praca z dotychczasowych. W pewnym momencie zacięłam się nad tekstami, miałam wrażenie, że ciągle cytuje samą siebie z poprzednich płyt. To było jak wejście w ślepą ulice. Poprosiłam wtedy o pomoc dwie sprawdzone przyjaciółki: Karoline Kozak i Agę Szypurę. Pracowałyśmy nad tekstami razem i oddzielnie, byłyśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym i dopieszczałyśmy każdy pomysł. Zaprosiłam też do współpracy Daniela Blooma, którego uwielbiam i szanuje za to co robi od kilku lat. Jest unikatowym kompozytorem, a jego muzyka do filmu „Tulipany" jest moim zdaniem najlepszym rodzimym soundtrackiem. Bloom napisał z myślą o mojej płycie jeden niezwykle filmowy utwór, który zaopatrzyłam jedynie w swobodne wokalizy, bo wydawało mi się, iż jakakolwiek głębsza ingerencja może zniszczyć nastrój, który udało mu się stworzyć. W trakcie jednego z pierwszych spotkań produkcyjnych przy tej płycie wpadłam na pomysł, aby w dwóch utworach pojawiły się dość wyrafinowane sola na fortepianie. Zadzwoniłam do Leszka Możdzera i zapytałam, czy nie miał by ochoty zagrać gościnnie w dwóch piosenkach na mojej nowej płycie. Leszek przyjechał na dwa dni do Warszawy, pierwszego dnia nagrywał w naszym studiu na Saskiej Kępie partie Rhodesów, a drugiego fortepiany w S-4. Zostawił nam kilka godzin muzyki, którą zagrał przez te dwa dni i powiedział żebyśmy wzięli na płytę to co będziemy uważać za optymalne. To zawodowiec i artysta w każdym calu, z którym współpraca była przyjemnością. „W spodniach, czy w sukience" jest...