Kołomyjka była grana, śpiewana i tańczona na huculskich weseliskach i rodzinnych biesiadach nie tylko przez kapele ludowe i klezmerskie, lecz i profesjonalnych muzyków. Są w niej części żydowskich tańców ze starożytnej Palestyny, hiszpańskiego flamenco, węgierskich czardaszy, a przywieziona na cygańskich wozach w dorzecze Prutu i Czeremoszu, wzięła nazwę od stolicy Pokucia i Huculszczyzny.
Dziwna to muzyka, a najważniejsza jest,,dusza" tej porywającej melodii. Można nią wyrazić najbardziej intymne uczucia: radości, smutki, nostalgię, tragedię, a głównie miłość. Tańczy się kołomyjkę,,do upadłego", coraz szybciej i szybciej - bywało, że tancerka mdlała przy ostatnich taktach.
Muzyka ta powoduje wrażenie nieładu i improwizacji. Chcąc określić ludzkie losy zawirowane wokół dziejowych wydarzeń, można powiedzieć:,,to jak w kołomyjce", dlatego ta huculska melodia trafiła na okładkę jako tytuł książki.
To opowieść o dwojgu młodych ludziach - on z Wrocławia, ona z Kołomyi - którzy swoją niecodzienną miłość muszą zmierzyć ze wszystkim, co przez wieki nawarstwiło się,,pomiędzy nami sąsiadami" na prawidłowe i na złe.
Ich życie to prawdziwa,,kołomyjka". Tragiczne sytuacje są pozornie nie do pokonania, udaje się to jednak bohaterom tej powieści.