Jechać do Lwowa… Czyli dokąd? Do serca, do centrum Polski. Nie tego geopolitycznego, znanego ze współczesnych, czyli wykreślonych w Jałcie map, lecz do źródła centrum polskiej tożsamości, historii i kultury. Nie ma już polskiego Lwowa w naszych granicach państwa, lecz pozostaje w zbiorowej pamięci narodu.
Wybierzmy się zatem w podróż do Lwowa, na Ziemie Utracone, do miasta, które było jednym z serc Polski. Niektórzy twierdzą, że jego puls i bicie wciąż można tam wyczuć, usłyszeć, doświadczyć… Opowiem Państwu, skąd najlepiej oglądać Lwów, takich zaczarowanych punktów widokowych jest niemało. Przejedziemy się marszrutką i tramwajem, wysiądziemy przy ulicy Łyczakowskiej, obok kościoła św. Antoniego, lecz obowiązkowo odwiedzimy też świątynię Bernardynów, a także katedry Łacińską i Ormiańską. Lwowskie pomniki tylko przed nami odkryją swoje tajemnice, a na Cmentarzu Łyczakowskim zdradzę Państwu m.in., czy warto kupować bilet wstępu. Kto we Lwowie jest dłużej aniżeli trzy dni, powinien się koniecznie wybrać na cmentarz Janowski. Tam na dodatek śpi Polska. Najsmaczniejsze zostawiam na koniec: we współczesnym Lwowie w sztuce kulinarnej osiągnięto mistrzostwo. Zjemy śniadanie u „Baczewskich", postoimy w kolejce, ale warto! „Atlas", „Szkocka", „Kupoł", „Naftowa Lampa" to tylko kilka miejsc, w których się rozgościmy! Wyruszmy razem w nieoczywistą podróży pełną zaskakujących spotkań, polskich piosenek i wierszy, zapomnianych miejsc i tych zupełnie nowych, czekających na odkrycie.