Adam Kamienny, Brandla Siekierka, Chajcia Goldsztejn z domu Bursztyn i Eli Goldsztejn. Opracowanie i wstęp: Barbara Engelking Na książkę składają się cztery dzienniki, napisane poprzez dwóch panów i dwie kobiety z okolic Mińska Mazowieckiego.
Łączy ich nie tylko pochodzenie z tej samej okolicy, wychowanie w religijnych domach i przywiązanie do tradycji - należą także do młodego pokolenia Żydów, pierwszego wychowanego w niepodległej Polsce, świadomego zarówno swojej żydowskości, jak i swoich praw obywatelskich.
Kształcili się w polskich szkołach, angażowali się w działalność żydowskich organizacji młodzieżowych, byli świadomi narastającego w Polsce antysemityzmu, być może myśleli o emigracji. Mieli jednak liczne rodzeństwo, rodziców potrzebujących pomocy, byli związani ze swym miasteczkiem, z żydowskim dziedzictwem i kulturą.
Po wybuchu wojny i wkroczeniu Niemców Brandla, Chaja, Adam i Eli podzielili los wszystkich polskich Żydów - prześladowania, poniżenia, upokorzenia, następnie opaski, prace przymusowe, w końcu getta. W czasie wysiedlenia ukryli się albo uciekli z gett.
W kryjówkach pisali swoje dzienniki. Ukrywali się wśród Polaków i przed Polakami, doznali życzliwości, obojętności, zdrady i morderstwa. Mimo ogromu niepowodzeń i nieszczęść, jakich doświadczali, mimo bólu, strachu, smutku, przygnębienia, apatii i momentów całkowitej rezygnacji wykazywali się energią, pomysłowością, determinacją, aby ratować siebie i bliskich.
Może właśnie dlatego, że nie byli sami, ale że od ich pomysłowości i odwagi zależało także życie innych, musieli wciąż na nowo mobilizować się do działania, przezwyciężać zwątpienie, rozpacz i strach.
Ta odwaga, niezłomność, gotowość do narażania własnego życia, aby ratować bliskich stanowi - przy wszystkich różnicach - wspólną cechę całej tej genialnej czwórki. Jestem głodna, głodna życia, wolności, a najczęściej chleba..
Nigdy jeszcze nie miałam takiego ataku głodu. Leży może jeszcze kilo chleba, lecz jak ja mogę zabrać sobie kawałek, a ukroić jeszcze trzy kawałki$194 A do soboty jeszcze cztery dni. Kręciłam się na wszystkie strony, łykałam ślinę, brałam grudki soli w usta, nic nie pomagało.
Zaczekałam więc, a kiedy dzieci usnęły, poszłam i ukroiłam sobie może 3 dkg, żeby trochę załagodzić głód. Długo jeszcze nie mogłam zasnąć. Jaka w człowieku tkwi silna chęć do życia. Aby ktoś przyszedł i powiedział: Ci trzeba dwa lata żyć w takich warunkach, to bym mu w oczy napluła.
Wyobrażałam sobie tę rzecz z góry trzy miesiące, lecz że będzie tak długo, o tem nie śniłam. Dzisiaj miałam taką noc, iż jeszcze kilka takich nocy, a gotowa bym była poderżnąć sobie gardło. Oka nie mogłam zmrużyć całą noc, a prócz tego tak mnie gryzły wszy i pchły, iż myślałam, iż już mój koniec przyszedł.
Szczury zaś nad głową tak budłowały, myślałam, że mi lada chwila skoczą na głowę. Całe wesele: były piski i budłowanie, cała szczurza rodzina. Ciemno, nic nie mogłam zobaczyć, namacałam tylko grubą pałkę i leżałam z pałką w ręku, coraz waląc w słomę, lecz szczury nic sobie z tego nie robiły.
Dopiero nad ranem, kiedy zaczęło się rozwidniać, dały spokój. Jestem tak wyczerpana, iż ledwo żyję. Fragmenty dziennika Brandli Siekierki Jeszcze mieliśmy nadzieję, iż Mania przyjdzie, bo dlaczego miałby mordować taką niewinną istotę$195 Zdarzyło się jednak to, co przewidywaliśmy.
Mania nie przyszła ani za dzień, ani za dwa dni, ani za tydzień, ani w ogóle. Nie bez powodu płakała i rozpaczała. Nie bez powodu wylewała gorzkie łzy, siedząc z nami na strychu poprzez dwa dni... Czuła to lepiej niżeli my...
Ale ani nie my, ani ona nie mogliśmy przypuszczać, że Wątruch ją zamorduje. Gdy siedziałem na strychu, przychodziło mi wysłuchiwać nieprzyjemnych rzeczy o Żydach, rzadko kiedy ktoś powiedział o nich prawidłowe słowo.
zwykle jednak bolały mnie uszy od takiej gadki. Jeden mój dobry znajomy powiedział,bardzo żałuje, że nie wziął do siebie 30 Żydów, bogatych, którzy go o to prosili, bo wyprowadzałby codziennie jednego, zabierał, co żeby chciał, i zabijał jednym stuknięciem.