ładna opowieść Dygasińskiego o przyrodzie - tej dzikiej i tej,,oswojonej", o roślinach i zwierzętach. Zerknijmy na początek opowiadania i zobaczmy jaka uczta czytelnicza nas czeka:,,Witajcie mi, witajcie nadnarwiańskie lasy!
Wasza woń i świeżość zdaje się jeszcze pieścić i upajać mię teraz, choć już dwadzieścia lat temu, jak was pożegnałem. Obraz boru, jak wszedł w duszę, tak w niej pozostał ze wszystkimi szczegółami. I oto widzę przed sobą reprezentantkę naszej szpilkowej roślinności, sosnę.
na dole nie ma ona gałęzi, jest wysokopienna, czerwonawa, leni się cieniutkimi warstewkami, jakby pieniążkami, rozrzuca swą korę dokoła. Wyżej pokryta jest sękami i sęczkami; w górze nosi koronę jak jeleń, rosochatą, rzadką w konary, między którymi wysoko czernieje gniazdo wronie, jastrzębie albo krucze.
Przysiada ją niekiedy zielona jemioła, co ku dołowi opuszcza kołpak swych liści, tak żywo połyskujących, bo na cudzej wypasionych skórze. Przy ziemi sterczą korzeniska, leży sporo szyszek oraz igieł, tych materiałów budowlanych dla mrówek.
Z tych owadów jedne oto dźwigają taką igłę, rozparłszy się całymi siłami jak dwa potężne chłopy; inne odbywają dokładne poszukiwania w szyszkach, zalazłszy w każdy ich zakątek -- a inne jeszcze wybrały się w uciążliwą podróż, het ku wierzchołkowi drzewa.
Alić przyleciał atrakcyjny, pstry dzięcioł, lekko przysiadł na drzewie, okiem bystro objął pozycję i zaczął tu swoje gospodarstwo. Strach pokaźny wśród pracowitego narodu mrówek. Każde stworzenie zna swoich nieprzyjaciół, umie ich dopatrzeć, dosłyszeć, zwietrzyć.
Więc te, które były blisko podstawy sosny, czym prędzej na ziemię schodzą, niektóre chronią się na szczyt drzewa i na jego gałęzie, a inne chcą oszukać nieprzyjaciela i chowają się w kryjówkach pod korą.
Daremnie! Dzięcioł należy do drapieżników, jawnie napadających na swą zdobycz. Krzyknął głośno -- raz -- drugi raz... Potem dziobem stuka jak młotem, wali w korę. Strach obszerny pada na ukryte owady, ten huk ogłusza je strasznie i prawie że pozbawia przytomności umysłu; wyłażą na wierzch, przerażone, zaczynają zmykać, lecz cóż im to pomoże wobec dzięcioła$911 Wiewiórka, przestraszona zgiełkiem, wyskoczyła także jak bomba z dziupli swojej; podskakuje niby piłka rzucona albo sunie w górę zręczniej od dzięcioła; zadarła swój ogonek, zasiadła na dwóch łapkach i atrakcyjnym okiem przygląda się dzięciołowej pracy.