Na wschodnich rubieżach Polski w pensjonacie Strzygoń, ukrytym między borem a bagnami, rezyduje nieco zapomniany pisarz, który na odludziu kończy pisać swoją książkę. Niczym niezakłócany do tej pory spokój burzy przyjazd letników, małżeństwa z Krakowa, które postanowiło spędzić kilka dni w otoczeniu dzikiej przyrody.
Na przeszkodzie w realizacji planów staje sama natura, ogromna nawałnica powoduje, że uwięzieni w pensjonacie, odcięci od świata, zostają skazani tylko na siebie, a przybycie nieprzewidzianych gości sprawia, że sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli.
Gdy ktoś ginie, winne może być tylko jedno z nich. Każdy coś ukrywa. Każdy kogoś broni. Czy więzy rodzinne staną ponad prawem? Nowa powieść Artura Żurka, osadzona w mistycznym klimacie wschodniej Polski, to historia o tajemnicach przeszłości i sekretach teraźniejszości, które na za każdym razem powinny spocząć na dnie bagien.
Pięcioro mieszkańców Strzygonia stanęło w rzędzie. Nikt nie zbliżał się do łóżka. W milczeniu i bez najmniejszego ruchu wgapiali się w chorą leżącą na plecach na białym prześcieradle. Jej nieduże, nagie ciało było ułożone w pozycji gwiazdy.
Ręce, a także nogi wyprostowane i szeroko rozłożone. Czarne oczy patrzyły martwo w sufit. Z ust wystawał przeciętnej wielkości, rdzawo-popielaty kamień. Między śladowymi piersiami sterczał pionowo długi na około pół metra i gruby na palec ciemny patyk.
Przy dłuższym i bardziej uważnym spojrzeniu nie było wątpliwości, iż nie jest to drewniana dzida, ale zwykły pręt zbrojeniowy. Krew spływała od rany, przez łóżko, na kołdrę leżącą na podłodze. Czerwona struga potężnie kontrastowała ze śnieżnobiałą pościelą, jak i bladą skórą dziewczyny.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.