Powszechne nadużywanie słowa „arcydzieło" mści się w takich właśnie przypadkach - gdy znajdujemy książkę, która naprawdę na nie zasługuje.
Grzegorz Kasdepke
"Cudowne kuracje doktora Popotama", odkryte po wielu latach bajki francuskiego pisarza, lekarza i rysownika, Leopolda Chauveau, są zupełnie unikatowe. Wyjątkowy jest humor, czasem czarny, który docenią dzieci, które nieraz lubią się trochę bać, a potem pękać ze śmiechu. Unikatowy jest język, bo książka pisana jest językiem, jakim dorosły rozmawiałby z dzieckiem. Równocześnie opowieści te są nieraz ironiczne i absurdalne, przekraczają granice tego, co jest osiągalne. Przeczytamy tu o tapirze, który, połknięty poprzez węża boa, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, o minimalnej foczce, która tak wyjątkowo chciała się zaprzyjaźnić z niedźwiedziem polarnym, że zbliżyła się do niego tak, iż już bardziej nie można, wreszcie o pełnym pasji i naukowego zacięcia doktorze Popotamie, który za pomocą wielu opatentowanych przez siebie wynalazków ratuje zwierzęta z najbardziej beznadziejnych opresji. Dowiemy się w dodatku czy zawsze trzeba zakładać gatki, czy choroba morska naprawdę zawsze jest nieprzydatna, jak wyglądały kiedyś żyrafy i jak się skleja krokodyla.
Autor był lekarzem w czasie I wojny światowej i zdecydowanym przeciwnikiem kolonializmu. Pisał książki dla własnych dzieci, często włączając je w proces twórczy, poprzez co jego fason jest bezpośredni, stawiający dziecko na równi z dorosłym, zupełnie nie do podrobienia. Chauveau był także miłośnikiem kina, co widać w sposobie, w jaki ilustrował swoje opowieści – czasem na obrazku widać tylko małą część bohatera, bo reszta nie zmieściła się w kadrze.
Leopold Chauveau, autor dotychczas nieznany w Polsce, ma szansę stać się klasykiem na miarę najkorzystniejszych twórców literatury dziecięcej, a czytając te bajki razem z dziećmi, dorośli też nie będą się nudzić.