Oto stało się to, przed czym ostrzegali obfitego Króla kapłani i wróżbici: biali przybysze dotarli do Tenochtitlan!
Przybyli jako najeźdźcy; wkroczyli do miasta jako zdobywcy; zaś dzisiaj, ku zdumieniu wszystkich, posiadają być przyjaciółmi?
To nie może być, szepczą między sobą ludzie. Montezuma niewątpliwie oszalał. Biały wódz Cortes rzucił na niego urok, skradł mu odwagę wraz z rozumem!
Pośród ciemności nocy rozlega się delikatny trzepot skrzydeł, gdy to, co utkane z cieni przeznaczenie wyłania się z dymu kamiennego zwierciadła: wkrótce jasne stanie się, jaką rolę przypisano temu, który nosi na swych rękach malunki zwierząt.
Niech śmiertelni drżą, nie śmiejąc podnieść nawet wzroku, gdyż sami Bogowie ingerują w sprawy ludzi.
Nadchodzi koniec, który będzie nowym początkiem.