Opowieść o kobiecie, którą uznano za demonicznego demona - sukkuba, który spółkując z mężczyznami wiedzie ich prosto ku potępieniu i piekłu… Fragmenty opowiadania: Niektórzy, co z zacnego kraju Turenii pochodzili, a widzieli, jak autor gorliwie uganiał się za starożytnościami, dziwnymi przygodami i cudnościami tej błogosławionej okolicy, zapytywali go (wierząc, iż o tym z pewnością wiedzieć musi), z jakiej przyczyny jedną z ulic miasta Tours Ciepłą zowią, co najwięcej panie zaciekawiło.
Odpowiedział im, jako mu bardzo dziwno, iż dawni mieszkańcy zapomnieli o dużej ilości klasztorów, które przy tej ulicy postawiono; tedy od surowej wstrzemięźliwości mnichów i mniszek tak mury rozgorzały, że kilka niewiast uczciwych, które po tej ulicy zbyt często na odwieczerz chodziły, o stan odmienny pomawiano.
(…) Pewien starzec schorzały już i wiekiem zgarbiony, w kącie wino spijał i nic nie mówił, jeno uśmiechał się, usta wykrzywiając modą uczonych, aż wreszcie wyrzekł: – Bajdy!… wyjątkowo wyraźnie, co autor usłyszał i wnet zrozumiał, iż za tym „bajdy” kryje się pewno prawda, którą mógłby te ucieszne historie przyozdobić.
Jakoż nazajutrz starzec mu powiada: – Poemat jeden napisałeś tak, iż cię zawsze za to szanować będą, bo prawda tam jest od początku do końca, co za rzecz waloru niezwykłego, arcywspaniałego uważam. W tym poemacie piszesz o rycerzu Bruyn, lecz pewno nie wiesz, co stało się z oną Mauretanką, którą tenże rycerz w klasztorze umieścił.
Ja to wiem skrupulatnie. Jeżeli wiedzieć chcesz, skąd nazwa ulicy Ciepłej pochodzi, a także jaki był koniec owej mniszki, użyczę ci foliałów, które w archiwach arcybiskupstwa znalazłem, pochodzą one z biblioteki wyjątkowo naruszonej w tych czasach, kiedy nie wiedziałem wieczorem, azali mi do rana głowy z karku nie zdejmą.
Dać-że ci tę sprawę do ręki? – Owszem – odpowiedział autor. Tedy ów godny zbieracz prawdy użyczył autorowi kupę starych, zżółkłych i poobdzieranych pergaminów, z których nie bez trudu, na francuską mowę przełożył akty dawnego sądu duchownego...