Kobieta, pan, dwupokojowe mieszkanie, jedna doba – można aby rzec: mocno ograniczona czasem i przestrzenią akcja. I byłaby to nawet prawda, gdyby bohaterowie, opowiadając siebie, raz po raz tych granic nie przekraczali. Gdyby autorka poprzez tytuł – a bohaterka przez próbę naśladowania Zbyszka Cybulskiego – nie nawiązywała do pewnego stylu życia, pewnych tęsknot tamtych czasów, kreując przy tym sarkastyczny obraz współczesnych relacji damsko-męskich, odsłaniając mechanizmy i przyczyny dzisiejszych gier.
To opowieść o miłości i śmierci, o chwilach, gdy jedno w zbyt ciasnym splocie tańczy z drugim, dowodząc, iż człowiek albo umiera z miłości albo miłuje śmierć. A bohaterowie mają nie tylko tęsknoty, lecz i ciała, i nie są to bynajmniej ciała astralne; są to ciała warte grzechu, więc również zdarza się im pogrzeszyć. Czy jest w tym polemika z modelem tęsknot, które uwiecznił pewien kultowy film?
Autorka o powieści:
Dla entuzjastów romansów mała przestroga – jeśli „Do niewidzenia, do niejutra” w ogóle przypomina romans, to nietypowy. Typowego nigdy bym nie napisała, bo nie wierzę przepięknym jedynie słowom, które opiewają wyłącznie wzniosłe sentymenty. W tej historii spotkacie się jeszcze ze słowami brzydkimi i uczuciami niższego rzędu, czasem zupełnie niskimi. Może przy czytaniu zdarzy się Wam skrzywić z obrzydzeniem albo zarechotać z trwogą, ale – mam nadzieję – może też pomyślicie, że jesteście bliżej rzeczywistości. Tu krzesło jest przeważnie tylko krzesłem, a stół stołem, ale całość to najdonioślejszy akt odwagi wobec świata i zarazem szczerości wobec samej siebie. I nie jest ważne, czy Lo to ja albo czy Profesor istnieje, skoro historia o nich to ja; i na odwrót.
Joanna Bartoń
Rocznik ‘84. W wieku siedmiu lat była przekonana, że Orwell w książce „Rok 1984” opisał historię jej wiekopomnych narodzin. Zawiodła się na nim srodze, ale to jej do literatury nie zraziło.
Dzieciństwo spędziła w Lubinie, a niemal całe dorosłe życie we Wrocławiu, gdzie studiowała filologię romańską (rzuciła) oraz psychologię (ukończyła). Dzisiaj mieszka w obfitej Brytanii, gdzie planuje pozostać „dosyć długo, lecz nie na za każdym razem”. Do tej pory zdążyła zmienić parę tożsamości i przetestować kilka ról zawodowych (psycholog, pracownik naukowy, analityk-statystyk), lecz pisać chciała zawsze. Przypomina sobie, że już w przedszkolnym domku lalek złożyła deklarację, iż kiedyś zostanie Hansą Christianą Anderseną i nigdy nie wyjdzie za mąż (niechęć do formalizowania związków pozostała w niej zresztą do dziś).
Gdyby musiała być do końca życia skazana na jeden i ten sam trzydaniowy obiad, zdecydowałaby się na komplet: zupa pomidorowa, szpinak i pierogi ruskie, a gdyby miała wybrać, w czyjej skórze najszczególniej nie chciałaby się obudzić, bez wahania wskazałaby triadę: polityk, prezenter telewizyjny i księżna Kate.
Więcej: www.jankawydawnictwo.pl