Szczęście pojawia się zupełnie nagle. (…) przeważnie w chwili pogodzenia się z życiem, z tym, co jest, i docenienia tego, co jest.
Nazywam się Daniel Grot i mam czterdzieści trzy lata. Od śmierci żony jestem sam, nie chcę z nikim się jednoczyć. Jedynym moim towarzystwem wieczorami są ryby w akwarium, a jedyną przyjemnością – e-papieros i koniak. Tak, jestem alkoholikiem i nie zamierzam się tego wstydzić. Jestem również detektywem i działam sam. Praca to moja żona, moje życie i zapomnienie. Pierwsza sprawa, którą chciałem rozwikłać, to śmierć ukochanej Eli, ale się nie udało. Moja siostra Anna wierzy w boży plan i iż czasem, by mogło być poprawnie, najpierw musi być źle. U mnie jednak po stracie Eli mało się zmieniło, poza tym, iż jeszcze bardziej stwardniałem, zobojętniałem i coraz rzadziej wypuszczam demona z piwnicy swej duszy. Zamiast tego rzuciłem się w wir pracy, zgiełk miasta i tłum ludzi wokół siebie, żeby nie myśleć, nie czuć, nie pamiętać.
Obserwowałem ludzi. Oceniałem ich nieustannie. Analizowałem. Taką mam pracę. Nic nie mam poza nią. Jest moją damą, panią, kochanką, żoną, matką. Poza tym jestem wypalony. Jestem skończony. Nie chce mi się żyć. Śmierć mnie nie przeraża. Będzie spotkaniem. Moim spotkaniem z Elą. A co z ludźmi snującymi się po ulicach, barach, pociągach, urzędach, pocztach, kinach? Co mogę o nich powiedzieć? Bez kontrastu nie potrafią docenić tego, co mają. Dopiero kiedy są bliscy utraty tego albo już coś stracili, rozpoczyna się żarzyć w nich nostalgia, która wypala serce do cna. Chcą nie wiadomo czego. Jeśli już się dowiesz, czego chcesz, to dbaj o to z całych sił.
ale jeśli pomimo starań nagle to stracisz? Jak ja…