Zanim ktokolwiek usłyszał o oszuście z tindera, po Polsce grasował „Tulipan", a serial o nim oglądało 19 milionów widzów. Wiosna 1982 roku. Grupa młodych pań rozbija obozowisko nad brzegiem rzeki.
W pobliskim areszcie śledczym na cykl sądowy czeka Jerzy Kalibabka, ps. „Tulipan", największy uwodziciel PRL. Gdy wychodzi na spacerniak, dziewczyny piszczą, śpiewają, krzyczą… Chcą być jak najbliżej niego i chcą, by wiedział o ich występowaniu.
W nadmorskich kurortach uwodził turystki z Zachodu, by pić z nimi drinki i spać w hotelach, na które nigdy nie byłoby go stać. Podrywał nastolatki z korzystnych domów, a następnie sypiał na przemian z nimi i ich matkami.
Utrzymywał harem, w którym jego aktualnej faworycie usługiwały „kocmołuchy", a „grzałki" pomagały w polowaniu na kolejne dziewczęta. Nie stronił od przemocy, parał się stręczycielstwem i cinkciarstwem, a do tego kradł nie tylko serca, ale też zegarki, biżuterię i dolary.
Pomimo to kobiety go uwielbiały, mężczyźni chcieli być tacy jak on, gazety rozpisywały się o jego podbojach, a gdy odsiadywał wyrok, nakręcono o nim serial, który pozwolił mu jeszcze ubarwić swoją legendę.
Bo Kalibabka nadzwyczajnie wiedział, że widownia kocha zło. I nie wahał się tego zastosować. Dziennikarz Wiktor Krajewski rusza tropem znanego podrywacza: odkopuje stare reportaże, rozmawia z tymi, którzy poznali Kalibabkę, i zasięga opinii ekspertów, żeby zrozumieć, kim naprawdę był „Tulipan" i co sprawiło, iż do dziś pozostaje najsłynniejszym polskim casanovą.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.