Nowa saga rodzinna Joanny Jax – autorki bestsellerowego Dziedzictwa von Becków Burzliwe losy Antoniny Tańskiej ukazane na tle ważnych wydarzeń w dziejach świata. Córka emigrantów z Polski zakochuje się w narzeczonym siostry i zachodzi z nim w ciążę.
Wybucha pokaźny skandal i młodzi muszą opuścić rodzinne strony. Osiedlają się na Kubie, ale szczęście nie trwa długo. Emmanuel zdradza żonę, wdaje się w podejrzane interesy, a tymczasem rośnie w siłę ruch oporu wobec dyktatora Batisty.
Gdy sytuacja polityczna wymyka się spod kontroli, postanawiają opuścić wyspę, ale tuż przed wyjazdem mąż i synek Tosi znikają bez śladu. Kobieta włącza się w działalność przełomową i nie ustaje w poszukiwaniach.
przez kolejnych trzydzieści lat zmienia miejsca pobytu i swoją tożsamość, by wreszcie osiąść w Polsce. Pamiętniki Antoniny, ukryte na strychu starego domu, splatają jej losy z młodą rozwódką, która postanawia rozwikłać tajemnice jej rodziny… Mówi się, że książka powinna powodować w duszy czytelnika obrażenia.
Druga już powieść Joanny Jax właśnie to robi – porusza, zaskakuje, wciąga do świata przełomowych wydarzeń, pokazując, jak niełatwe mogą być losy ludzkie. Jednak w głównej mierze to książka o poszukiwaniu swego miejsca na ziemi, czyli o tym, czego pragnie każdy z nas.
Kamila Graczyk – Sztukater.pl Joanna Jax powraca z kolejną nieprzeciętną powieścią, która na długo pozostanie w Waszej pamięci. Miejscami chwytająca za serce historia o miłości, poświęceniu i determinacji, wpleciona w burzliwe czasy rewolucji.
Musicie to przeczytać! Karolina Magdziarz – dlaLejdis.pl Kiedy tylko przeczytałam zapowiedź powieści Joanny Jax, wiedziałam, iż ta książka musi trafić do mojej biblioteczki. Tak, nie tylko w moje ręce, do przeczytania, lecz i do biblioteczki.
Na stałe. Lubimy Czytać Tylko jedna myśl mi towarzyszyła: „To się musi kiedyś skończyć". Nie myślałam o Marco ani choćby o synu i mężu, tylko o tym, by przetrwać. Gdy zasypiałam pod drzewem, mokra, zziębnięta, i tuliłam się do pnia, marzyłam o odrobinie ciepła z kominka albo o jasnym słońcu, które nagle pojawi się wśród gęstwiny i ogrzeje mnie.
Gdy udało się rozpalić jakiś nędzny ogień, niemal tratowaliśmy się, aby go poczuć. I gdy nieco wysychałam, gdy już robiło się ciepło, odzywał się żołądek. Domagał się strawy, jakiejkolwiek. Jeśli udało się trafić na jakichś oddanych rewolucji ludzi, jadłam jak opętana, żeby potem zwijać się z bólu, który rozwalał mi trzewia.
Po takich aktach obżarstwa przychodził czas na dręczącą biegunkę. Odbierała mi siły i władzę w nogach. Już nie myślałam o zimnie, głodzie i wilgoci, tylko o zrobieniu kolejnego kroku na bagnistej ścieżce.
Szeptałam słowa modlitwy „Ojcze nasz", łapiąc się wszystkiego, co mogło dodać mi siły. Wszystkie problemy wydawały się nieważne, bledły przy tej wycieńczającej wędrówce. Którejś nocy włożyłam lufę karabinu do ust i łkając, drżącymi rękami szukałam spustu.
I to nie strach mnie powstrzymał ani przywiązanie do Marco, ale myśl, że mój synek gdzieś żyje i czeka na swoją mamę. To była najpotężniejsza siła, która pozwoliła mi przeżyć. Czyta: Joanna Gajór