Wsparci ogniem artyleryjskim żołnierze 25 batalionu strzelców wdarli się do Wenzelsberga, zajmując otoczony solidnym murem cmentarz ewangelicki i pobliskie sady owocowe. Z naprzeciwka nadchodzili już jednak Westfalczycy z 37 regimentu fizylierów i Wielkopolanie z Pięćdziesiątki Ósemki, wsparci przez półtora kompanii własnych jegrów, w zielonych uniformach niełatwych do dostrzeżenie pośród okolicznych zarośli.
Co ważniejsze jednak, obok jegrów przybyły także dwie baterie dział pod majorem Meisznerem. 12 armat pruskich w krótkim czasie stłamsiło ogień Austriaków, mogących wystawić tylko połowę tych luf co przeciwnik.
Wśród wybuchających jaszczy rakuska bateria musiała wycofać się paręset metrów w tył. Pojawienie się granatowych mundurów na lizjerach lasów skłoniło wodza austriackiej awangardy, generała majora Moritza Hertwecka von Hauenberstein, do pchnięcia w ich stronę dwóch batalionów Czterdziestki Jedynki, ale te zawróciły w popłochu, gonione przez zwycięzców.
Osłonę zapewnił uciekającym III baon z 56 regimentu, z flanki kontratakujący pewnych swego Prusaków - zanim Niemcy zmienili front, najśmielsi Galicjanie już im siedzieli na karkach...